Nie spodziewałem się, że jakiś zespół czy artysta mile mnie zaskoczą. Mówiąc szczerze czułem znudzenie bluesem i zacząłem częściej słuchać innych gatunków (przeskoki od free jazzu do punk rocka są dość… ekstremalne). Czułem znudzenie gatunkiem. Nie pomogli nawet moi ulubieni Howlin’ Wolf, Jason Ricci i Sonny Boy Williamson II. Jedynie duet Satan and Adam pomagał mi zachować wiarę, że moją ukochaną muzykę można zagrać w świeży, pełen energii i porywający sposób. Od momentu gdy trzy lata temu usłyszałem po raz pierwszy Son Of Dave’a nie powalił mnie w zasadzie żaden muzyk. Nie przestałem lubić bluesa, uchowaj Boże, po prostu ciężko było znaleźć coś naprawdę wyjątkowego i świeżego. Nową, świeżą krew. Czas jakiś temu mój kolega posłał mi link do YouTube z wiadomością, że zawartość na pewno mi się spodoba. Od tego czasu obejrzałem chyba większość filmików z tym muzykiem, jakie można znaleźć na serwisie. Ten muzyk to Gary Clark Jr.
Szanowany i z kilkupłytowym dorobkiem występuje na scenie od wielu lat. Zaczynał grę na gitarze w Austin jako dwunastolatek. Tam dostał się pod skrzydła Clifforda Antone’a i w jego klubie o nazwie (a jakże!) Antone’s grywał, na przykład z Jimmiem Vaughanem, starszym bratem słynnego SRV.
Trochę to oklepane, ale wypadkową stylu Gary’ego jest kombinacja bluesa, rocka, jazzu, ale także hip-hopu, flamenco i tybetańskich śpiewów gardłowych. No zagalopowałem się, bez flamenco i tybetańskich śpiewów gardłowych. Ma za sobą występy na Crossroads Guitar Festival, gdzie grał m.in. z ZZ Top, Ericem Claptonem, Jeffem Beckiem i Steviem Wonderem. Razem z B.B. Kingiem, Mickiem Jaggerem i Buddy’m Guy’em grał w Białym Domu dla prezydenta Obamy. Z Danny’m Gloverem grał też w filmie „Honeydripper” z roku 2007 wcielając się w rolę bluesmana.
Po przeczytaniu jego biografii i zapoznaniu się z kilkoma utworami Gary’ego na YouTube postanowiłem przesłuchać któryś z jego albumów. Wybór padł na najnowszy „Blak and Blu”. To, co jest na tym albumie wyjątkowe, to brzmienie. Gładziutkie, z bardzo „zfuzzowaną” gitarą i gładkim wokalem. Od razu słychać, że Gary Clark nie udaje kogoś kim nie jest i nie powiela schematów.
Utwory na krążku są bardzo zróżnicowane, ale mają wspólny mianownik – brzmienie. To brzmienie i brak strachu przed eksperymentami stanowią siłę albumu. Wystarczy posłuchać utworu tytułowego żeby wiedzieć o czym mówię. Na płycie znajdziemy przekrój przez wszystkie inspiracje Gary’ego, w tym bluesa. Otwierający longplay „Ain’t Messin’ Around” miło mi się kojarzy z Trombonem Shorty’m i klimatami nowoorleańskimi. Mamy country w „Travis Country” i przyjemne melodie kojarzące się z hip-hopem w utworze „The Life”. Najmocniejszym, wręcz hard-rockowym utworem jest nr 7 – „Glitter Ain’t Gold (Jumpin’ For Nothin’)”. Nie zabrakło też największego jak dotąd hitu Clark’a, modern bluesowego „Bright Lights”. Nie będę opisywał każdego utworu z osobna. Powiem tyle, że każdy znajdzie na tym albumie coś dla siebie. Warte pochwały jest też według mnie fakt, że większość kompozycji oparta jest tu o wyraźny riff gitarowy, co niestety jest dziś często zapomniane nawet przez zespoły rockowe.
Z wielka przyjemnością słucham tej muzyki i na pewno na długo zagości ona w moim odtwarzaczu. Z niecierpliwością czekam na dalsze wydawnictwa gentlemana, którego magazyn Rolling Stone nazwał w 2011 roku „Best Young Gun”.
Karol Duda
Opublikowano: 2012-12-21 11:50:06
Wydawca: Warner Music Poland
Posłuchaj: www.amazon.com