Przed artystami, którzy odnieśli sukces po wydaniu pierwszej płyty stoi dylemat i – w zależności od tego jak go rozwiążą – mogą, ale nie muszą podjąć wielkie wyzwanie. Dylemat polega na tym, czy iść wybranym wcześniej przez siebie szlakiem i wydać album „bezpieczny” z zawartością, która na pewno spodoba się dotychczasowym fanom, czy iść dalej, rozwinąć się i wydać materiał odmienny w mniejszym lub większym stopniu.
Pierwszą płytę Hard Times katowałem długo – świeże podejście do kompozycji można by rzec ogranych, z których na pozór się już nic nowego nie wyciągnie, a które jednak zaskakują świeżością. Brzmiały one tak, jakby je owe Krakusy o nazwie Hard Times skomponowały samodzielnie! W tym roku doczekaliśmy się kolejnego albumu, tym razem nagranego z nowym członkiem zespołu (przypomnę, że debiut został nagrany przez jedynie dwóch muzyków, zaś tym razem na płycie wiosłuje poza Piotrem Grząślewiczem także Marcin Hilarowicz).
Niecierpliwie otworzyłem paczkę z płytką zakupioną na Allegro (czy tylko ja czuję się wręcz jak barbarzyńca chcąc dostać się do wnętrza przesyłki najszybciej jak to możliwe?). Pierwsze moje odczucie: nosz cholera ciężka, znów płyta w kartoniku. Nie cierpię płyt wydawanych w ten sposób. Alergicznie wręcz na nie reaguję. No cóż, opakowanie zyskało u mnie plusa za świetne zdjęcia w środku. Przyszła kolej na włączenie płyty. Odpłynąłem. Po prostu. Przesłuchiwałem ją kilkakrotnie, właściwie pisząc te słowa dochodzi do moich uszu kompozycja „Osiem sekund” Piotra Grząślewicza.
Co się rzuca w uszy, tym razem nie mamy do czynienia z materiałem złożonym jedynie z coverów. Powiedziałbym, że covery stanowią połowę piosenek na płycie. Ale każda piosenka została zagrana w niesamowity wprost sposób. Słuchając tej muzyki można sobie wyobrazić uśmiechnięte gęby artystów podczas nagrywania i nastrój w studio. Poza tym kompozycje sprawiają wrażenie nieodparcie polskich! Zwłaszcza „Lumbago Blues”, jedyny utwór skomponowany przez Łukasza „Wiśnię” Wiśniewskiego. Jeśli już piszę o Łukaszu to muszę powiedzieć, że teraz jest w szczytowej formie, zarówno wokalnej, jak i harmonijkowej. Zawsze podziwiałem jego głos i to, że nikogo nie udaje, po prostu jest Wiśnią. Z kolei, jeśli chodzi o jego grę na harmonijce napiszę tyle: Bartek Łęczycki jest niezaprzeczalnie najlepszym harmonijkarzem w naszym pięknym kraju, ale nikt nie opowiada ciekawszych historii i nie gra w równie cudowny sposób ciszą, jak Wiśnia.
Płyta będzie na pewno często gościła u mnie w odtwarzaczu i specjalnie nie zagłębiam się tutaj w omawianie każdego utworu z osobna. Narodzie! Na Allegro i kupować, zdecydowanie warto.
Karol Duda
P.S. Zawartość muzyczna skłoniła mnie do wybaczenia tego digipacka.
Opublikowano: 2012-09-10 10:30:04
Wydawca: Hard Times
Posłuchaj: www.hardtimes.pl